*Ellington Ratliff*
To był cudowny dzień! Delly nareszcie mnie polubiła i co ważniejsze spędziła ze mną resztę dnia! Byłem po prostu najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi! Kiedy już zrobiło się na prawdę ciemno, postanowiliśmy pójść do domu, ale nie każdy do swojego, Rydel zaprosiła mnie do siebie na noc. Podczas drogi do domu blondynki opowiadaliśmy sobie różne świetne kawały, ciekawe historie które się nam przytrafiły, było po prostu idealnie. Strasznie lubię jej uśmiech, jest taki cudowny, a jeszcze lepiej się czuję gdy wiem, że uśmiecha się tak uroczo z mojego powodu. Nie myśleliśmy wtedy o Rossie, ani o jego problemach. Oboje zainteresowaliśmy się tylko i wyłącznie sobą. Czas mijał bardzo szybko i zanim się obejrzeliśmy, biliśmy już na miejscu. Brązowooka otworzyła drzwi i weszła pierwsza, po czym stwierdziła że nikogo nie ma i jesteśmy sami. Zastanowiło mnie gdzie się wszyscy podziali, ale to było tylko chwilowe. Zaraz potem Delly podeszła do gablotki.
-No to na jaki film masz dziś ochotę?
-A co proponujesz?
-Hmm.. Może jakaś komedia?
-Jestem jak najbardziej za! Lubię, gdy się uśmiechasz..
-Słucham? -spytała zdziwiona.
-Nie, nic.. -czułem jak się rumienię, co dziewczyna chyba zauważyła.
Po chwili siedzieliśmy już na kanapie przed telewizorem, ale ja nie oglądałem filmu, ponieważ mogłem skupić się tylko i wyłącznie na uśmiechu piękności. Gdy ona zaczynała się śmiać, ja robiłem to samo aby myślała, że faktycznie jestem zainteresowany komedią. I tak mniej więcej zleciał mi cały seans.. Szczęśliwie była to komedia romantyczna, dlatego gdy na samym końcu pomiędzy bohaterami doszło do pocałunku, blondynka westchnęła po czym położyła głowę na moim ramieniu. Strasznie chciałem wtedy dotknąć jej twarzy, po czym czule pocałować, ale rozmyśliłem się gdyż do głowy przyszedł mi pomysł, że dziewczyna mogła pomyśleć, że zależy mi tylko na jednym a ja przecież jestem zupełnie inny. Może ona w ten sposób chce mnie przetestować? Tego nie wiem. W tym właśnie momencie pojawiły się napisy końcowe.
-I jak ci się podobało? -spytała z uśmiechem.
-Świetny film.
-Tylko tyle?
-No wiesz.. Chciałem go pooglądać, ale jesteś taka piękna, że nie mogłem patrzeć na ekran..
-Jesteś uroczy. -uśmiechnęła się. -Ale następnym razem wybiorę dramat, aby moja piękność cię nie onieśmielała.
Wstała chcąc schować płytę z powrotem do gablotki, ale ja złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie. Nie wiem dlaczego to zrobiłem.. To był po prostu impuls.. Patrzyłem jej prosto w przepiękne brązowe oczy. Była zaskoczona moim zachowaniem, ale starała się tego po sobie nie pokazywać. Kiedy zastanawiałem się, czy ją pocałować, blondynka podjęła decyzję za mnie. Nasze usta się zetknęły, a ja byłem po prostu w raju. Był to dość długi pocałunek, który został niestety przerwany..
*Riker Lynch*
Laura okazała się bardzo nudną osobą. Kiedy weszliśmy do domu, pierwsze co dziewczyna zrobiła to poszła do kuchni i zrobiła kilka kanapek. Kiedy skończyła zaprosiła mnie na górę, do pokoju gościnnego. Było tam duże łóżko, przez co pomyślałem że może ona chce tego samego, ale byłem w błędzie. Kazała mi zostać w pokoju i chwilę później wróciła z grą planszową.. Serio? Gra planszowa? Mogła wymyślić lepsze zajęcie. Już wolałbym gnić przed telewizorem nad jakimś durnym filmem romantycznym, niż grać w jakieś pierdoły! No ale przecież nie mogłem jej do siebie zniechęcić, bo z mojego planu byłyby nici.. Zniosłem tą godzinę dennej zabawy (oczywiście przegrałem) mając nadzieję, że nie pójdzie po kolejną planszówkę i na całe szczęście tego nie zrobiła. Siedzieliśmy przez kilka minut nie odzywając się do siebie. Czułem jak oczekiwała, że pójdę do domu, czyli nie udało mi się jej do siebie przekonać. Szczerze, po tym wieczorze straciłem na nią ochotę i zastanawiałem się czy faktycznie nie wrócić i się porządnie nie wyspać. W sumie to podjąłem już decyzję i miałem mówić, że chyba już pójdę kiedy nagle dziewczyna mnie zaskoczyła.
-Przepraszam, ale jestem już zmęczona. -odpowiedziała ziewając.
-Chcesz iść spać?
-Tak.. Nie obrazisz się?
-Rozumiem, że chcesz abym już sobie poszedł...
-Tego nie powiedziałam.
Na mojej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Czyżby przez to zdanie oferowała mi wspólną noc? Jak bardzo bym chciał aby tak właśnie było. Ale to nie koncert życzeń...
-Możesz spać tutaj. -dokończyła zdanie.
-Tutaj? A ty gdzie będziesz spała?
-W swoim pokoju.
-A nie boisz się już ciemności?
-Ciemności boję się tylko na zewnątrz, a poza tym jesteś od razu za ścianą.
-A co jeśli ja boję się ciemności wewnątrz?
-Haha! Zabawny jesteś.. Ale na prawdę chce mi się spać..
-Więc śpij tutaj.
Zaskoczyłem ją kompletnie tym zdaniem. Ale przecież nie będę się już bawił w kotka i myszkę. Albo śpi tutaj ze mną, albo ja wychodzę. Nie ma nic pomiędzy. Po jej minie wywnioskowałem, że sama nie wie co powiedzieć, dlatego postanowiłem dać jej spokój.
-Ja już chyba pójdę.
-Tak.. Myślę, że to będzie dobry pomysł.
Ulżyło jej. W sumie to mi też, ponieważ Laura jest strasznie nudna i nie miałbym tej satysfakcji. Jak dla mnie jest za bardzo poukładana, po prostu za dużo sobie myślałem. Nie zastanawiając się dłużej, wstałem i zszedłem na dół. Podczas gdy ubierałem już buty, brunetka zeszła do mnie trzymając telefon w ręku.
-Może wymienimy się numerami telefonu? -spytała.
-To chyba nie najlepszy pomysł.
-Ale dlaczego?
-Po prostu nie.
Nie czekając na jej odpowiedź, wyszedłem bez słowa pożegnania. Żałuję że straciłem tyle czasu i to niepotrzebnie.
*Mark Lynch*
Razem ze Stormie i Rylandem mieliśmy zostać dłużej w Londynie ale ze względu na Rossa postanowiliśmy wrócić. Kiedy wysiedliśmy już z samolotu, chciałem zadzwonić do Rydel, aby po nas przyjechała, ale miała wyłączony telefon, dlatego byłem zmuszony zadzwonić po taksówkę. Jakąś godzinę później byliśmy już pod domem. Zauważyłem, że w jednym z pokoi jest zaświecone światło, po czym wywnioskowałem, że ktoś jednak jest w domu. Nie przyglądając się dłużej, złapałem za klamkę i wszedłem do salonu i wtedy zobaczyłem moją córkę całującą się z chłopakiem! Ale nie takim zwykłym chłopakiem.. To był Ellington! Rydel i Ellington? Tego jeszcze nie było.. Ja, Stormie i Ryland staliśmy jak wryci, bo żadne z nas nie wiedziało co ma zrobić, ale na szczęście młodzi zauważyli naszą obecność, przez co Delly szybko odepchnęła od siebie bruneta.
-Yyy.. Mamo? Tato? Co wy tutaj robicie? -spytała cała w rumieńcach.
-Jesteśmy w swoim domu.. -powiedziałem.
-Ale mieliście wrócić za kilka tygodni..
-To źle, że jesteśmy wcześniej?
-Nie, nie! Skąd! Po prostu zaskoczyliście mnie...
-Widać.
Widać, że nie chciała już dłużej gadać, dlatego złapała chłopaka za rękę i poszła z nim na górę. Przyznam, że nigdy bym się tego nie spodziewał. Przecież moja córka zawsze narzekała na Ellingtona, jaki to on niedobry, sprowadza Rossa na złą drogę, a tutaj ona się z nim całuje. Ja chyba nigdy nie zrozumiem kobiet.. Nie chciałem już więcej o niczym myśleć. Chciałem po prostu pójść spać, bo byłem na prawdę zmęczony. Kiedy wygodnie ułożyłem się na kanapie, Stormie poszła na górę przywitać się z synami, ale szybko zbiegła na dół.
-Mark, chłopaków nie ma w domu..
-Może poszli gdzieś zaimprezować? No wiesz..
-Nie wiem.. Martwię się...
-Poradzą sobie.. Jeden ma 19, a drugi 20 lat..
-A w tym momencie jest właśnie 1 w nocy. Nawet tobie nie pozwalam się o tej porze nigdzie szlajać.
-Uspokój się i idź spać..
Chciałem jeszcze dodać, żeby się nie martwiła, ale przerwał mi hałas. Ktoś walił pięściami o drzwi.. Może któryś z chłopaków zapomniał kluczy i chce wejść? No ale przecież można normalnie zapukać, albo zadzwonić dzwonkiem, tak? Muszę ich chyba nauczyć kultury.. W tym właśnie momencie podniosłem się z kanapy, po czym udałem się w stronę drzwi. Otworzyłem je powoli, a wtedy zobaczyłem Rossa, który był kompletnie pijany..
-Ross?! -podbiegła do niego Stormie.
Nie uzyskała odpowiedzi, ponieważ blondyn leżał już na wycieraczce i nie było z nim w ogóle kontaktu. Matka starała się go jakoś ocucić, ale przecież to niemożliwe, dlatego z trudem go podniosłem i przyczołgałem na kanapę.
-Mam się uspokoić, tak?! -warknęła.
-Nie myślałem, że może doprowadzić się aż do takiego stanu.
-I ty to mówisz tak spokojnie?!
-Jest dorosły.. To jego sprawa kiedy się schleje.
-Wiesz? Nie poznaję cię...
-Oh spokojnie.. Wytrzeźwieje i wszystko będzie w porządku.
-Nie mam siły już do was obu..
-Lepiej pooglądaj sobie jego rozwalone czoło, póki przed tobą nie ucieka. -zażartowałem.
Stormie wzięła to na poważnie i zdjęła bandaż z czoła chłopaka. Nie wyglądało to jeszcze tak źle.. Widywałem gorsze przecięcia, ale moja żona jak to zawsze musiała panikować. Ale taka już jest, nic na to nie poradzę. A sprawa pijanego Rossa? Pewnie upił się pod nieobecność staruszków, bo wiedział że nikt z tym nic nie zrobi. Tak robi dzisiejsza młodzież, więc nie widzę sensu w panikowaniu.
*****
Kolejny rozdział za nami :) Jak zwykle mam nadzieję że się spodobał i jestem ciekawa waszych komentarzy :)
-Yyy.. Mamo? Tato? Co wy tutaj robicie? -spytała cała w rumieńcach.
-Jesteśmy w swoim domu.. -powiedziałem.
-Ale mieliście wrócić za kilka tygodni..
-To źle, że jesteśmy wcześniej?
-Nie, nie! Skąd! Po prostu zaskoczyliście mnie...
-Widać.
Widać, że nie chciała już dłużej gadać, dlatego złapała chłopaka za rękę i poszła z nim na górę. Przyznam, że nigdy bym się tego nie spodziewał. Przecież moja córka zawsze narzekała na Ellingtona, jaki to on niedobry, sprowadza Rossa na złą drogę, a tutaj ona się z nim całuje. Ja chyba nigdy nie zrozumiem kobiet.. Nie chciałem już więcej o niczym myśleć. Chciałem po prostu pójść spać, bo byłem na prawdę zmęczony. Kiedy wygodnie ułożyłem się na kanapie, Stormie poszła na górę przywitać się z synami, ale szybko zbiegła na dół.
-Mark, chłopaków nie ma w domu..
-Może poszli gdzieś zaimprezować? No wiesz..
-Nie wiem.. Martwię się...
-Poradzą sobie.. Jeden ma 19, a drugi 20 lat..
-A w tym momencie jest właśnie 1 w nocy. Nawet tobie nie pozwalam się o tej porze nigdzie szlajać.
-Uspokój się i idź spać..
Chciałem jeszcze dodać, żeby się nie martwiła, ale przerwał mi hałas. Ktoś walił pięściami o drzwi.. Może któryś z chłopaków zapomniał kluczy i chce wejść? No ale przecież można normalnie zapukać, albo zadzwonić dzwonkiem, tak? Muszę ich chyba nauczyć kultury.. W tym właśnie momencie podniosłem się z kanapy, po czym udałem się w stronę drzwi. Otworzyłem je powoli, a wtedy zobaczyłem Rossa, który był kompletnie pijany..
-Ross?! -podbiegła do niego Stormie.
Nie uzyskała odpowiedzi, ponieważ blondyn leżał już na wycieraczce i nie było z nim w ogóle kontaktu. Matka starała się go jakoś ocucić, ale przecież to niemożliwe, dlatego z trudem go podniosłem i przyczołgałem na kanapę.
-Mam się uspokoić, tak?! -warknęła.
-Nie myślałem, że może doprowadzić się aż do takiego stanu.
-I ty to mówisz tak spokojnie?!
-Jest dorosły.. To jego sprawa kiedy się schleje.
-Wiesz? Nie poznaję cię...
-Oh spokojnie.. Wytrzeźwieje i wszystko będzie w porządku.
-Nie mam siły już do was obu..
-Lepiej pooglądaj sobie jego rozwalone czoło, póki przed tobą nie ucieka. -zażartowałem.
Stormie wzięła to na poważnie i zdjęła bandaż z czoła chłopaka. Nie wyglądało to jeszcze tak źle.. Widywałem gorsze przecięcia, ale moja żona jak to zawsze musiała panikować. Ale taka już jest, nic na to nie poradzę. A sprawa pijanego Rossa? Pewnie upił się pod nieobecność staruszków, bo wiedział że nikt z tym nic nie zrobi. Tak robi dzisiejsza młodzież, więc nie widzę sensu w panikowaniu.
*****
Kolejny rozdział za nami :) Jak zwykle mam nadzieję że się spodobał i jestem ciekawa waszych komentarzy :)